IRN-BRU
Kolejna wizyta w Szkocji za nami. Zapakowałem tonę sprzętu, a wyjazd okazał się bardziej rodzinno-turystyczny niż wędkarski z bardzo prozaicznej przyczyny. Pogoda znawu nas pokonała. Miesiąc po suchym wyjeździe do Norwegii, zaliczyliśmy suchy wyjazd na stare śmieci.
Nie ma wody = nie ma ryby
W ciągu pierwszego tygodnia w Aberdeen poświęciliśmy czas na spotkania ze znajomymi. Nad wodę wymknąłem się tylko raz, w pojedynkę, bardzo wczesną porą. Przy takiej niżówce tylko poranki i wieczory dawały realną szansę na spotkanie z łososiem. I prawie by mi się udało, kiedy stojąc po cycki w rzece, coś chwyciło moją czerwoną francę prowadzoną z prądem skokami przy samym dnie w najgłębszej części poola. Grilse (prawdopodobnie) spiął się po kilku energicznych szarpnięciach w toni. Nawet nie miałem okazji go zobaczyć. Ale to się pięknie wpisało w obraz tego sezonu. Albo nie biorą, albo jak już wezmą, to się spinają.
Nawet wrzosy zgubiły swój kolor
Następnie przenieśliśmy się na trzy dni do domku nad Spey. Tragicznie niska woda i brak ryb totalnie nas zniechęciły do wędkowania. Ostatecznie wybraliśmy wycieczki krajoznawcze i między innymi spędziliśmy dzień w Inverness, przez które przepływa Rzeka Ness. Właśnie nad brzegami tej rzeki swoje umiejętności rzutowe na przełomie XIX i XX wieku szlifował Alexander Grant, ale tą historię zostawię na inną okazję. Dodam tylko, że akurat w czasie naszej wizyty Ness darzyła szczodrze wędkarzy srebrem. Wydawało mi się jednak, że byłoby nie fair powiedzieć moim współtowarzyszom: to wy chłopcy grzecznie poczekajcie na brzegu, a tatuś sobie połowi. Dolna Ness jest niestety za szeroka i za głęboka dla moich Żbików.
Inverness
Street fishing w centrum Inverness
Był też czas na plażowanie nad górskim jeziorem, Loch Morlich. Końcówka sierpnia i ponad 20°C w Szkocji? Szok normalnie. Nawet kąpielówek ze soba nie wzięliśmy, bo takie atrakcje nie były w planach. Umówmy się, że temperatura wody w jeziorze była dla mnie średnio zachęcająca do kąpieli, ale Tymek dał radę zamoczyć pieluchę, Maks doszedł do pasa, a Benek wykonał pełne zanurzenie.
Loch Morlich
Ostatnie dni spędzilismy nad Findhorn. Delikatnie się ochłodziło i zapowiadano ulewę, ale skończyło się na przelotnym deszczu. Skoro mieliśmy już zaklepane łowisko, to nie było odwrotu. Tym bardziej, że motywacja była po stronie dzieci. Mamy taką małą umowę z chłopcami, że na ryby zabieramy ze sobą butelkę szkockiej IRN-BRU, którą odpalamy po złowionej rybie. Dla nie wtajemniczonych od razu tłumaczę, że chodzi o szkocką oranżadę. Płyn ten jest bogaty we wszystko co można znaleźć na tablicy Mendelejewa, ale że łososie nie trafiają się zbyt często, to i ryzyko stałego uszczerbku na zdrowiu jest mały.
Urokliwy most nad dopływem Spey
Pierwszego wieczoru wybraliśmy się na kontrolny spacer z wędką i Benek niespodziewanie zaciął około 70cm łososia, który po wyskoku pozbył się haka. Następnego poranka, już w komplecie, stawiliśmy się nad wodą. Uzbroiłem o jedną wędkę za mało, bo nasz najmłodszy głośno się domagał zestawu na wyłączność. Udało się odwrócić jego uwagę inną atrakcją, czyli naparzaniem kamieniami w rzekę.
Dream team
Kolejny wieczór i kolejna niespodzianka. Benio traci dwa łososie. Przy pierwszym, 75-80cm, byłem pewny, że zakończy się sukcesem. Ryba dobrze zapięta, początkowo nie szalała za bardzo, ale po kilku minutach zrobiła serię odjazdów zakończonych szarpaniem głową i spadła. Walczyliśmy uparcie i Benek naciskał na "jeszcze jeden rzut", "ostatnie trzy", "pożegnalny". I w "ostatecznie ostatecznym" zapiął łososia, który rónież spadł. Nieee!
Spław łososia pod szczytówką Benia, tuż przed rzutem
Single spey z trudnej pozycji
Na piątek ustawiłem się z Piotrkiem (nasz forumowy Grilse). Znowu zapowiadanego deszczu w górnym biegu Findhorn nie było. Rzeka kurczyła się w oczach i było coraz mniej pooli z wystarczającą wodą do łowienia. Niestety kolejna wizyta na zero.
Piotrek w oczekiwaniu na branie
Ostaniego wieczoru ponownie wyszedłem z chłopcami. Maks stracił łososia, który wypiął się po pierwszym wyskoku. To była czwarta stracona ryba w przeciągu trzech dni. A honor i oranżada zostały ocalone małą, chudą trotka, o którą do dziś toczy się debata między chłopcami, na czyje konto ma być zapisana.
"OK, ty ją trzymasz do zdjęcia, ale to moja ryba"
Butelka szkockiej w nagrodę za wytrwałość
Żeby nie pozostawić jednak mylnego wrażenia,że szkockie trotki to obraz nędzy i rozpaczy, to poniżej wrzucam fotkę ryby Piotrka, złowionej następnego dnia na Donie. Jak widać nic jej nie brakuje.
Trotka z Donu
I jak na ironię, dzień po naszym wylocie przyszedł w końcu długo zapowiadany deszcz. Woda w Findhorn podniosła się, a koledzy ładnie połowili...
- Friko, Guzu, tpe i 16 innych osób lubią to
Woda i ryby często poza naszym zasięgiem a niemal zawsze poza naszym wpływem
Ważne jest aby się odnaleźć w zastanych okolicznościach
Brawo Łukasz
Pozdrawiam